12.4.10

Katastrofa i żałoba

Dziś poniedziałkowy wieczór. Dopiero drugi dzień po katastrofie lotniczej, w której zginęło 96 Polaków, wraz z Prezydentem Polski.
Wśród ofiar katastrofy jedna osoba, Ewa Bąkowska, znana mi osobiście. To bardzo boli.
Nie potrafię się uporać z tym co się stało.

Dziś wokół, w internecie, na ulicy czytam, widzę jak różne są reakcje, jak opadają emocje bólu i smutku, jak pojawia się wściekłość, agresja...niektóre wypowiedzi aroganckie, bez klasy, bez elementarnej kultury.
Czytałam dziś bloga p. Igora Janke:
"Czy tak niewyobrażalna tragedia, śmierć przedstawicieli elity naszego państwa, może nas wzmocnić? Dominikanin ojciec Jacek Salij powiedział mi w noc po wypadku: – Taka ofiara, tyle wybitnych osób, które zmarły jednego dnia, nie mogło odejść na marne. Musimy z tym coś dobrego zrobić."
Pod tym wpisem na blogu wiele wypowiedzi - jakaś część została wykasowana - tyle znów jadu, cynizmu...czy to sposób na oswojenie żałoby...? Nie wiem...

We mnie wciąż wszystko płacze, nie potrafię zrozumieć tych ostrych, ocennych, bardzo lękowo-agresywnych wypowiedzi.

Chcę być z tym co się stało w jakiejś ciszy, nawet jeśli rozmawiam z ludźmi o tym..
Choć też rozumiem, że to zwyczajny proces radzenia sobie z traumą z żałobą, z niepoznanym, ze śmiercią, z nagle docierającą świadomością znikomości, delikatności życia. Z lękiem przed umieraniem, z lękiem przed niewiadomą co dalej.

Przewartościowuję wobec tego swoje spojrzenie, myślę co mogę zrobić dobrego, gdzieś blisko, wokół siebie. Pytam jak się czują moi bliscy, jak sobie radzą z bólem, chcę być razem z przyjaciółmi i też gdzieś w sobie sama, blisko swojego serca. Myślę o rodzinach tych którzy tragicznie zmarli.
Modlę się.

Przeczytałam dziś słowa p. Kamińskiego:
"To uczy nas wszystkich gigantycznej pokory, wobec tego kim jesteśmy jako ludzie".
Właśnie tak.
Oby tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz