4.3.12

zbliżanie się do tego co Możliwe

Moje teksty stare, ale myśli w nich z TERAZ, które trwa:
 
Dolina
Dziwny i znajomy czas. Na zewnątrz pada zimny deszcz i przyszła szybko szarość, niemal od razu opadły liście i aż strach wyjść na zewnątrz w tą pluchę. Moje ciało i uczucia mają ochotę schować się w smutek, poddać się. Ale jest też w nich niezgoda na depresję i silne pragnienie powrotu letniej energii, wspomnienie pieszczoty morza i piasku i słońca. Jest także, gdzieś głębiej, pod spodem, pragnienie odpoczynku, zawinięcia się w liście snu, w którym mogę być sobą bez żadnych okolicznościowych konieczności.
Jesień. Serce, dusza, istota pozostają wolne i synergiczne zarazem, a w samym środku szarugi szukają sposobu, aby żyć zgodnie z wewnętrzną prawdą: w umieraniu zawarte jest życie, a miłość przeprowadza przez ciemność i śmierć do światła które nie zna końca. Czuję to w sobie i wyczarowuję dla siebie dobre zdania, kolory życia, ruch, wewnętrzy taniec.
Jestem kobietą i moja intuicja, serce i dusza stworzone na obraz pełni Piękna i Mądrości Boga garną się do życia, do nieskończoności, do transcendowania siebie ku drugiemu. Jestem kobietą i posiadam dar bycia i jego intuicyjną świadomość. Istnieję wobec. Jak dobrze to czuć w swoich pragnieniach, ruchach, słyszeć w nucie głosu, ale też w twarzy drugiego, spotkanego. Intuicja ta przekracza logikę, a rozumowanie towarzyszy tylko do pewnego miejsca. Jestem zgodna ze swą świadomością i wychodzę daleko poza nią, nie musząc niczego tłumaczyć - po prostu żyję, oddycham, oddaję siebie, przyjmuję i pozwalam, by życie we mnie mogło się począć, wzrastać i narodzić, nowe życie z Żyjącego i Pięknego. Z Niego i z Nim. Tworzę. Nie tworzę "dzieł". Tworzę życie w jego istocie, uczestniczę w przemianie, w metamorfozie istnienia, jestem śladem miłości.
Każde istnienie, życie przyjmuję za swoje dziecko, urodziłam je wszystkie przez fakt, że je słyszę i widzę jako życie - i dbam o nie i przygarniam i otaczam siłą i ciepłem, by towarzyszyć im w ich autonomii i współzależności.
Kiedy kładę się na wznak i patrzę w rozgwieżdżony sufit nieba, czuję swoje ciało jakby nagromadzoną dobrą energię, której istotą jest sama esencja istnienia. Czuję swoje ręce, nogi, plecy jak bardzo są cieżkie i przylegają do ziemi parkietu. Moje piersi, płuca i oddech są wolne. A z samego środka ciała, z brzucha rozchodzi się ciepło.
Przymykam oczy i widzę łąkę, zieloną dolinę, szeroką i rozległą, z potokiem rozlewającym się swobodnie przez jej wnętrze, domkniętą granatowym obramowaniem lasu. Wiem że przeszłam już przez cień tego lasu, przez jego chłód, przez jego złowieszczą mroczność, znam tą ciemność i już nie lękam się jej, jest częścią drogi, która prowadzi mnie do miejsca spotkania. Wiem, że wejdę kiedyś znów w ramiona lasu bezpiecznie, w jego cień i że zasnę w nim na chwilę zaledwie, zupełnie spokojna. Dobre gałęzie przyjacielskich drzew, ciepłe pnie srebrnych buków, śnieg wypełniający wnętrze grabowego, starego wąwozu, wyrzeźbionego zamarzającą i topiącą się wodą. Odgłosy zwierząt szukających legowisk lub idących o zmroku na żer. Jestem. Kocham, pragnę, trwam pośrod śmierci nieśmiertelna.
Moje ciało leżące na podłodze jest ciężkie jak ziemia przysypana liśćmi i śniegiem, w której życie rządzi się własną dynamiką, pewnego siebie korzonka z ukrytą kosmiczną energią. Kiedy czuję ciepło rozchodzące się z brzucha, widzę siebie jak idę słoneczną, zieloną doliną. Słyszę nagle wyraźnie swoje imię, wołanie. I jeszcze inne pojedyncze słowa, których nie rozumiem od razu, ale to dokładnie te słowa. Odwracam się za głosem i wiem już wszystko.
Widzę go. To On! Biegnie w moją stronę, otwiera ramiona. Kiedy stajemy naprzeciw siebie widzę, że przyniósł mi podarunek, słowo odpowiedzi, rozwiązanie. Ale to słowo zawsze kołysało się pewnie i niezmiennie na wysokości mojego pępka, gdzieś w powijakach mojego wnętrza, w sercu, nerkach, wątrobie, łonie, brzuchu, duszy. I teraz to ja daję prezent, rodzę, by odpowiedź mogła trwać w nim i we mnie.
On miał je przynieść, a ja uczynić możliwym. Odpowiedź była we mnie zanim dojrzał czas do poczęcia i urodzenia, wypowiedzenia i usłyszenia tego słowa.
Nasze serca i usta i oczy i ciała wołają: "Nareszcie" i "wszystko się wyjaśniło" i "jesteś". Śmiejemy się szczęśliwi, śmiejemy się, trochę z dumy a trochę wstydząc się tego przez co przeszliśmy, śmiejemy się, bo śmierć umarła. Tańczę podnosząc ramiona do góry, czuję pulsowanie serca, falowanie ciepła, migotanie światła.
Widzę go wciąż jak biegnie, choć stoi teraz przede mną wysoki i jasny, jest tancerzem życia. Jego krok jest bardzo męski, jeszcze nigdy nie widziałam nikogo, kto biegłby w taki sposób, tanecznie lekko, z mocą, szybko i w pełni majestatu. Samym krokiem wyznaczając granice czasu, życia i śmierci.
- "Kochasz mnie?" "Kocham".
Widzę, że wie, widzę, że stało się, widzę, że to się nie kończy. Oglądam w nim twarze i sylwetki spotkanych. Jest więcej odpowiedzi niż było pytań, tak bardzo, tak wiele, w takim nadmiarze.
"Znalazłem Cię" i "przebacz że tak długo szedłem do Ciebie. Wiesz dlaczego". Wiem. Jest mężczyzną. Jest ojcem. Jest wojownikiem. Jest dzieckiem. Jak bardzo jest tego świadomy! Czuję to w gorącym podmuchu wnętrza swojego ciała, serca, duszy. Znam go, jak dobrze go znam!
- "Kocham Cię". "Wiem".
Kiedy przymykam oczy widzę dom na środku doliny. Dom z drewnianą werandą i stół na werandzie. Kołyszemy się spleceni ramionami, grzejąc wzajemnie swoje bose stopy, bezpieczni w cieniu starej, miodnej lipy.


Żyję
Oglądam mój niewielki dom, przed domem rosną malwy i słoneczniki, stoi drewniana ławka, można oprzeć się plecami o drewniane bale...siedzę na progu, przekopuję grządki, bo mi się bardzo chce - sadzę pietruszkę i marchewkę i rosną tam truskawki. Pachnie trawa i słyszę świerszcze. Potem wieczorem przy stole, drewnianym z wielkim białym w kwiaty obrusem kładę talerze, grzeję wspaniałą zupę, pachnącą warzywami, na półce stoją moje kubeczki i przyprawy. Oglądam jeszcze raz ustawione pod ścianą obrazy, kolejne grafiki-ikony Życia. Czaruję. Żyję, jestem, kocham i wiem że jestem kochana. Są takie osoby, ktore myślą cały tydzień o tym, że do mnie przyjadą, i cały miesiąc czekają i przyjeżdzają. Radość spotkania, gadanie, i modlitwa, i czytanie fragmentów książek i pisania. I ścielę świeżą pościel, która pachnie praniem i wiatrem...i sen jest mocny, czysty, zdrowy. A Świt delikatny i mocny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz